W piątek Wall Street kończyła pierwszy tydzień roku. Jak już wiemy zmienność podczas tego tygodnia była niewiele tylko mniejsza niż podczas świątecznego okresu, kiedy to w Wigilię indeksy mocno spadały po to tylko, żeby w drugi dzień świąt wzrosnąć po około pięć procent.

Ten pięcioprocentowy wzrost był wywołany klasycznym zamykaniem z zyskiem krótkich pozycji po osiągnięciu 20% spadku indeksów, czyli po dojściu do umownej granicy oddzielającej normalną korektę od rynku niedźwiedzia. Następna sesja też była zresztą równie szalona – spadek po około trzy i pół procent i zakończenie dnia jednoprocentową zwyżką.

Po takich sesjach zadowoleni są jedynie day traderzy – reszta rynku jest raczej osłupiała. Potem wydawało się, że rynki wchodzą w bardziej przewidywalną część gry. Na przełomie roku indeksy rosły, a zmienność była już nieco mniejsza. Wydawało się, że wzrostową falę zakończyły w czwartek 3.01 duże (dwa i nawet ponad trzy procent) spadki indeksów. Wystarczyło, że w Chinach opublikowano słabsze dane makro, a Apple ostrzegł, że z powodu spadku chińskiego popytu musi zredukować prognozy zysku.

W piątek zapowiadał się kolejny zwrot na tej kolejce górskiej i rzeczywiście tak się stało. W nocy Izba Reprezentantów przyjęła rozwiązanie mogące zakończyć częściowy paraliż rządu. Prezydent Trump jednak nadal upierał się, że bez 5 mld dolarów na budowę muru na granicy z Meksykiem nie zezwoli na powrót do normalnego funkcjonowania rządu, więc przedsesyjny, duży wzrost kontraktów na amerykańskie indeksy wydawał się być stanowczo przesadzony.

Nastroje miał też nieco poprawiać lepszy od oczekiwań indeks PMI usługi publikowany w Chinach (w normalnych warunkach rynki na jego publikację nie reagują) i to, że Chiny potwierdziły rozpoczęcie w poniedziałek 7.01 rozmów handlowych z USA. To ostatnie miało znaczenie, ale ograniczone, bo przecież nie wiemy jak się te rozmowy zakończą.

Jak zwykle w pierwszy piątek miesiąca, opublikowany został miesięczny raport z amerykańskiego rynku pracy. Ważne w nim jest przede wszystkim zatrudnienie w sektorze pozarolniczym – wzrosło o 312 tys. (oczekiwano 178 tys.). Uzupełnieniem jest zatrudnienie w sektorze prywatnym – wzrosło o 301 tys. (oczekiwano 175 tys.). Weryfikacja danych z poprzedniego miesiąca była pozytywna.

Stopa bezrobocia jest zdecydowanie mniej istotna, ale istotny jest trend – wyniosła 3,9% (oczekiwano, że pozostanie na poziomie 3,7%). Wzrosła również mocniej niż oczekiwano płaca za godzinę (3,2% r/r – oczekiwano 3,0%). Dane były bardzo dziwne. Sygnalizowały doskonałą sytuację gospodarczą dzień po tym jak ISM dla sektora przemysłowego spadł o wartość największą od ostatniej recesji. Opublikowano też ostateczny odczyt indeksu PMI dla usług (podobnie jak w Eurolandzie). Wyniósł 54,4 pkt. (oczekiwano 53,4 pkt.).

Pojawił się też Jerome Powell, szef Fed i to on odpowiadał za przebieg sesji. Wypowiadając się podczas dorocznego spotkania American Economic Association powiedział między innymi, że (za Bloombergiem) polityka banku centralnego jest elastyczna, a jego członkowie „wsłuchują się z uwagą” w to, co mówią im rynki finansowe. Powiedział też, że jeśli Fed dojdzie do wniosku, że redukcja sumy bilansowej (zmniejszanie wolumenu aktywów zakupionych podczas luzowania ilościowego) stanowi problem to zaprzestanie tego działania. Oświadczył również, że gdyby prezydent Trump o to poprosił to nie złożyłby dymisji. Tego wszystkiego bardzo potrzebował obóz byków.

Dla Wall Street ważne były wyżej opisane czynniki i to, że podniosły się liczne głosy komentatorów twierdzących, ze ostrzeżenie Apple nie jest reprezentatywne dla całego rynku. Bardzo mocne dane z rynku pracy mogły zarówno pomóc bykom (gospodarka ma się dobrze) jak i im zaszkodzić (rynek pracy ma się dobrze, więc Fed będzie podnosił stopy). Przeważyły słowa szefa Fed.

Początek sesji był godny miana dalszego odcinka roller-coastera. Indeksy zyskały po prawie półtora procent. Potem jednak było jeszcze dziwniej. Indeks S&P 500 zyskał 3,43%, a NASDAQ 4,26%. Indeksy ze sporym nadmiarem odrobiły straty z czwartku. Pisze się już nawet, że takie ruchy indeksów to nowa norma dla Wall Street. Według mnie to jest świadectwo totalnego rozchwiania rynku.

 Mimo wzrostowego okresu poświątecznego dopiero poziom 2.600 pkt. na indeksie S&P 500 (linia szyi formacji RGR) stanowi teraz prawdziwy, mocny opór. Jego przełamanie (z nadmiarem – konieczne zastosowanie filtra) anulowałoby tę złowróżbną formację i otworzyłoby drogę ku szczytom. Mocne odbicie kazałoby traktować zwyżkę jako ruch powrotny i nadal obowiązywałby wtedy sygnał sprzedaży z zakresem spadku na S&P 500 przynajmniej do 2.260 pkt.

Wchodzimy w okres, który może być dla byków bardzo korzystny i już rodzi komentarze mówiące o kontynuacji hossy. Dlaczego okres jest korzystny? W tygodniu rozpoczynającym się 14.01 startuje sezon raportów kwartalnych amerykańskich spółek. Oczekiwania są tak mocno obniżone, że niewiele będzie trzeba, żeby zadowolić inwestorów.

Drugim pozytywnym czynnikiem jest to, że zarówno Donald Trump jak i Xi Jinping bardzo potrzebują sukcesu. Trump bardzo się boi (widać to było w grudniu) giełdowych przecen, bo uderza to w jego poparcie. Xi zaś musi dbać o to, żeby gospodarka rozwijała się szybko tak, żeby nie rodził się sprzeciw społeczny. Obaj będą dążyli do kompromisu i takiej umowy, która wszystkich zadowoli. To też powinno pomagać bykom.

Oczywiście jest i druga strona medalu. Wyniki spółek, a szczególnie ich prognozy mogą być fatalne, a Trump i Xi nie będą chcieli pójść na kompromis. Do tego przed 21.01 dojdzie twardy Brexit i rynki znowu wpadną w panikę. Ja jednak na razie obstawiam scenariusz pozytywny.

Teraz kilka słów o rynku polskim. GPW do środy 2. stycznia w okresie świątecznym i na przełomie roku trzymała się bardzo dobrze. Być może pomagało to, że odbyło się w Polsce o wiele mniej sesji niż na Wall Street. Reakcje na furiackie zwyżki i spadki indeksów na Wall Street były umiarkowane. Byki nie wytrzymały jedynie naporu podaży w czwartek 3. stycznia, kiedy to indeksy na wszystkich giełdach nurkowały z powodu ostrzeżenia Apple. WIG20 stracił dobrze ponad dwa procent.

W piątek WIG20 rozpoczął sesję od jednoprocentowego wzrostu WIG20 i dużo mniejszej zwyżki mWIG40. WIG20 korzystał potem z każdego, najmniejszego nawet poprawienia sytuacji na rynkach europejskich i skokowo zwiększał skalę zwyżki, Przekroczyła półtora procent i wtedy zaczęło się czekanie na amerykańskie dane makro. Po nich w euforię podobną do tego co widzieliśmy na Wall Street, we Francji czy w Niemczech nasz rynek nie wpadł, ale WIG20 zyskał jednak 1,68%.

Po tej sesji nadal sygnały oscylatorów były mieszane. Raz pojawiał się sygnał kupna, a po chwili sprzedaży. Zakładam jednak, że podobnie jak na Wall Street czeka nas w pierwszej części stycznia (może nawet w trzech pierwszych tygodniach) lepszy okres dla posiadaczy akcji.

 

Piotr Kuczyński

Główny Analityk

Dom Inwestycyjny Xelion

Opracowanie własne na podstawie danych opublikowanych w serwisach www.reuters.com, www.bloomberg.com, www.macronext.com, www.marketwatch.com, www.news.google.com, www.ft.com, www.bankier.pl, www.pb.pl, przy założeniu, iż powyższe dane są prawidłowe, pełne i  nie wprowadzające w błąd, jednakże nie były one niezależnie zweryfikowane. Opracowanie ma charakter ogólny i nie może stanowić wyłącznej podstawy do podjęcia jakiejkolwiek decyzji inwestycyjnej przez jego odbiorcę.

Przedmiotowe opracowanie nie może być interpretowane jako rekomendacja Domu Inwestycyjnego Xelion sp. z o.o. w rozumieniu art. 76 ustawy z dnia 29 lipca 2005 roku o obrocie instrumentami finansowymi. Dom Inwestycyjny Xelion sp. z o.o. ani autor nie ponoszą odpowiedzialności za następstwa decyzji inwestycyjnych podjętych na podstawie informacji i opinii zawartych w niniejszym opracowaniu, o ile przy ich sporządzaniu dołożono należytej staranności.